2016/12/15

WASZE PYTANIA #1

Kochani chciałam podziękować wam z całego serducha za wszystkie pozytywne reakcje dotyczące ciąży, nawet nie wyobrażacie sobie jaką radością dla przyszłej mamy są ludzie, którzy bezinteresownie życzą nam wszystkiego dobrego. Aż się ciepło na sercu robi. Jednak pośród tych wszystkich wiadomości jakie dostałam znalazły się też pytania, głównie dotyczące ciąży. Na dwa z nich postanowiłam odpowiedzieć tutaj na blogu, uważam, że są warte uwagi. 


''Hej, nietypowe pytanie pisałaś coś ze wszystkie testy były negatywne. Kiedy był ten moment że dowiedziałas się że to ciąża? Staramy się z narzeczonym i no po testach narazie negatywny wynik. Byl taki moment że byłam pewna ze to ciąża miałam wszystkie objawy ale nie wiem czy to nie wytwór mojej podświadomości:( gratulacje ślicznoto! Pięknie wyglądasz z brzusiem''

Tak, moje testy były negatywne, ale to też ze względu na to, że robiłam je zdecydowanie za wcześnie, ale myślę, że same rozumiecie jak to jest kiedy tak bardzo chcecie zajść w ciąże i macie objawy. Pierwszy test zrobiłam kilka dni przed okresem i jak same rozumiecie okazał się być negatywny, miałam po prostu za niski poziom hCG we krwi. Kilka dni później, 2-3 dni po spóźnionej miesiączce postanowiłam dać sobie drugą szanse, moje objawy wskazywały na ciąże i wmawiałam właściwie D, że to nie może być nic innego. Słabłam, czułam się bezsił, ciągle byłam zmęczona, zmiany nastroju no i mdłości! Test zrobiony i wynik taki sam jak wcześniej, negatywny. Pomyślałam, że muszę być chora, byłam naprawdę bliska pójścia do lekarza, bo czułam, że mój organizm zaczyna wariować. To nie był ten wynik, na który liczyłam. Kiedy minął około tydzień od spóźnionej miesiączki a objawy wciąż były takie same postanowiłam dać sobie jeszcze jedną szanse. Do trzech razy sztuka. Ale powiem wam szczerze, że byłam nastawiona na taki sam wynik jak w poprzednich dwóch testach. Kiedy zrobiłam test przed oczami pojawiła się gruba, czerwona kreska, taka sama jak wcześniej, poczułam rozczarowanie, zostawiłam test i poszłam się zając czymś innym. Po kilku minutach wróciłam do łazienki i doznałam szoku, zauważyłam drugą kreske, bardzo słabą, niewyraźną, ale ona tam była. Później kupiliśmy elektroniczny test ciążowy i on potwierdził tylko fakt, że będziemy rodzicami. Byliśmy wtedy w 5 tygodniu ciąży.

Jeśli chodzi o wytwory wyobraźni to powiem tak - ja i D rozmawialiśmy od bardzo dawna o tym, że chcemy mieć dzidziusia i nawet wtedy kiedy brałam tabletki, a okres spóźniał się o kilka dni, czułam objawy ciąży takie jak - mdłości, powiększony brzuch oraz zmęczenie. Myślę, że dużo myślałam wtedy o zajściu w ciąże i wystarczył jeden dzień spóźnionego okresu abym ja poczuła objawy. To wszystko działo się w mojej psychice. Jednak inna sytuacja była po odstawieniu tabletach, wtedy objawy były prawdziwe, to nie działo się w psychice. Częste zawroty głowy były czymś co wyraźnie wskazywało na ciąże.

 Pierwszy test zrobiony 2/3 przed okresem. Drugi zrobiony 2/3 po spóźnionej miesiączce wyglądał tak samo.
Trzeci test - tydzień po spóźnionym okresie, pozytywny.

''Gratujacje, jestem w twoim wieku i podziwiam takie osoby, ktore w wieku 20 lat wiedzą, że chcą dziecka. Nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić, ani siebie w roli matki. Zawsze jak o tym myślę, to panikuje :D Bo przecież mam dopiero 20 lat, niedawno sama przestałam być dzieckiem, czasem boje się, że ten moment kiedy powiem sobie '' tak, jestem gotowa na dziecko'' nigdy nie nastąpi. Z jednej strony jestem odpowiedzialna, sama potrafie juz o siebie zadbać finansowo i nie tylko,a z drugiej strony czuje sie niedojrzała własnie przez to, że nadal nie chce mieć dziecka''

Dziękuje! Postanowiłam, że odpowiem na to pytanie tutaj, bo uważam, że mam dużo do powiedzenia na ten temat. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że to nic dziwnego, że w wieku 20 lat nie wyobrażasz sobie siebie w roli matki. Tak jak mówisz, jeszcze nie dawno przestaliśmy być dziećmi. Ja przez przeprowadzkę do Szwecji musiałam dojrzeć dużo wcześniej niż moi rówieśnicy, mając 15 lat musiałam zacząć myśleć jak dorosły człowiek, myśleć przyszłościowo. Jestem też starszym rodzeństwem co sprawia, że zawsze widziano mnie jako tą odpowiedzialną. Taką role przyjęłam. Dodatkowo nie ukrywam, że wyjście za mąż oraz dzieci od zawsze były moim marzeniem. Tak więc jak spotkałam D i poczułam, że to jest facet z którym chcę spędzić całe moje życie nie widziałam przeciwwskazań. Tym bardziej, że on też tego chciał, też chciał mieć dziecko i czuł się gotowy. 
Jeśli z góry zakładasz, że nie chcesz mieć dzieci, jest ryzyko, że nigdy nie będziesz chciała ich mieć. Choć myślę, że w życiu każdej kobiety przychodzi taki czas kiedy chciałoby się być mamą. Więc jeśli wiesz, że tego chcesz, ale nie teraz, bo nie czujesz się dojrzała, to nie masz się czym obawiać. Jesteś młoda. A to, że nie czujesz się dojrzała na dziecko absolutnie nie wskazuje się to, że jesteś niedojrzała jako osoba. Wszyscy mamy inne priorytety w życiu, też nie każdy może pozwolić sobie na dziecko w takim wieku. My zanim zdecydowaliśmy się na taki krok, przemyśleliśmy tą decyzję wiele razy. Tak więc, wiek w którym decydujemy się na założenie rodziny, może ale nie musi mieć znaczenia. Możesz być odpowiedzialną osobą, ale wciąż nie gotową na zostanie mamą to jest całkowicie normalne.

2016/12/14

JESTEM W CIĄŻY!

W październiku tego roku dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Za kilka miesięcy będą mamą, a D zostanie tatą. Czy było to dla nas szokiem? Nie, chyba nie, a może? Ciąża była planowana, może od tego zacznę, jednak mimo wszystko myśleliśmy, że cały ten proces zajmie nam więcej czasu. Słyszałam, że po skończeniu z tabletkami można liczyć na to, że zajście w ciąże, nie będzie takie łatwe, ja zaszłam w ciąże b ł y s k a w i c z n i e.

Zacznijmy od tego, że ja wiedziałam o tym, że jestem w ciąży. Nawet wtedy kiedy testy były negatywne, ja wmawiałam D, że to na sto procent ciąża. Znam przecież swoje ciało i czuję, że coś jest nie tak. Sami możecie sobie wyobrazić moje zadowolenie, kiedy moje podejrzenia okazały się być trafne! Będziemy rodzicami, będziemy mieli dzidziusia! Szok, a zarazem jakiś dziwny spokój. Co teraz? pomyślałam. Nie wiem jak wygląda to w Polsce, ale w Szwecji zaraz po pozytywnym teście, dzwoni się do ''kliniki przedporodowej'' ( sama nie wiem jak to tłumaczyć na polski) i umawia się na pierwszą wizyte u barnmorska (położnej). I tak też zrobiłam. Pierwsza i druga wizyta za nami.

Fakt, że jestem w ciąży przyplątał ze sobą wiele myśli. Tak jak wspomniałam był to lekki szok, ale jednocześnie była to wspaniała wiadomość. Właściwie to miałam ochotę wyjść na balkon i wykrzyczeć całemu światu, że zostaniemy rodzicami. Niedługo później nawiedzały nas inne myśli ''damy sobie radę?'' ''jesteśmy gotowi?'' ''jak zareagują na to nasi najbliżsi?''.

Dwa pierwsze pytania, to pytania, które zadaję sobie k a ż d y.  Każdy spodziewający się dziecka. Dzięki bogu, że ja o tym wiedziałam. Wiedziałam, że są to całkowicie normalne myśli. Wiedziałam, że to proces przez który muszę przejść. I tak też było, myśli przyszły a później odeszły. Nie ważne w jakim wieku jesteśmy, jeśli chodzi o pierwsze dziecko, zawsze jesteśmy na tym samym poziomie. Mam na myśli to, że nie można wiedzieć jak to jest być rodzicem, skoro nigdy nim nie byliśmy. Może ktoś by powiedział, że doświadczenie można nabrać przez pracę z maluszkami. Z mojego własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że taka praca zdecydowanie może być plusem dla przyszłych matek, ale nie można tego porównywać z tym co czeka nas po porodzie. Jeśli chodzi o mnie to pracowałam z dziećmi w przedziale wiekowym 1-5 oraz dziećmi niepełnosprawnymi. Każde dziecko było inne, każde dziecko wymagało innej opieki. No i trzeba wziąć pod uwagę, że ja nigdy nie miałam do czynienia z noworodkiem, a to właśnie taki maluszek potrzebuje najwięcej opieki. Myślę, że praca w przedszkolu i trzy lata na profilu ''dzieci i czas wolny'' będą dla mnie wielkim plusem w przyszłości, będę mogła wypróbować to wszystko w praktyce. Wiedza, której nikt mi nie zabierze. Dużo o psychologi, o poznawaniu samego siebie, o wychowaniu i o wpływie rodziców na własne dzieci, to jak ich nieświadomie kształtujemy. Oj, aż chyba postaram się kiedyś poświecić temu cały wpis, bo zaczynam zbaczać z tematu.

''Damy sobie radę?'' ''Jesteśmy gotowi?''
 - oczywiście. Ja i D wiedzieliśmy od dawna, że jesteśmy wystarczająco dojrzali na to by zaopiekować się drugim człowiekiem. Wiemy jakie wyrzeczenia niesie ze sobą dziecko, zdajemy sobie sprawę z wszystkiego. Wiemy, że nie będziemy mogli imprezować, tak jak nasi znajomi. Tylko, że nam to w zupełności nie przeszkadza, bo nawet kiedy mieliśmy możliwość ''imprezowania'' woleliśmy zostać w domu. Takimi nudnymi ludźmi jesteśmy haha! Czasami sami nazywamy się staruszkami.
''Jak zareagują na to nasi najbliżsi?'' 
- przed zajściem w ciąże powiedziałam do D, że reakcje ludzi nie będą mnie obchodziły, to nasza decyzja i najważniejsze jest, że my zdajemy sobie sprawę z odpowiedzialności jaką na siebie bierzemy. Jednak uwierzcie mi lub nie, po zajściu w ciąże moje nastawienie się zmieniło. Nagle chciałam aby wszyscy cieszyli się naszym szczęściem. Chciałam by nasi rodzice byli tak samo szczęśliwi, a przyjaciele szczerze gratulowali.

2016/12/13

CLARISONIC & SKINCARE

Kochani, kiedyś bardzo dawno temu na moim blogu pojawił się post o mojej pielęgnacji. Pamiętam, że kiedy miałam problemy z cerą uwielbiałam takie posty, zawsze wyłapałam coś pozytywnego i czasami udało mi się znaleźć prawdziwą perełkę.

Problem z trądzikiem miałam i jak każdy, kto kiedyś miał z tym do czynienia, próbowałam WSZYSTKIEGO. Dosłownie. W tamtym roku pod choinkę dostałam od D coś co było na mojej liście od zawsze - clarisonic. Jeśli nie wiecie co to jest, to już wam tłumacze. Clarisonic to nic innego niż szczoteczka do mycia twarzy, bardzo droga szczoteczka, bo jej cena to około 600 zł. Rozumiecie też dlaczego, rzecz ta zawsze gościła na mojej liście, a nigdy nie zdecydowałam się jej kupić. Ze względu na cenę. Kiedy przeczytałam o jakimś cud kremie, który miał wyleczyć trądzik, kupowałam bez zastanowienia, byłam w stanie zrobić wszystko, żeby pozbyć się cholerstwa. Lista z kremami, żelami, maściami, które używałam jest długa i wiele produktów, pogarszało tylko stan mojej cery. Clarisonic polecało dużo blogerek, ale ja po przetestowaniu tylu produktów nie chciałam wydawać pieniędzy na coś, co może by mi pomogło. Szkoda, że wtedy nie wiedziałam, że ta szczoteczka będzie warta swojej ceny i dzięki niej pożegnam się z problemami z cerą.

Tak więc clarisonic pojawił się u mnie rok temu i właściwie od pierwszego użytkowania skradł moje serce. Pamiętam, że już po pierwszym użyciu zauważyłam, że skóra była gładsza i wydawała się być bardzo czysta. Tydzień, dwa a moja skóra wyglądała cudownie. Wiem, że wtedy obwiniałam się, za to, że nie zainwestowałam dużo wcześniej w clarisonica. Takie efekty jakie niosło za sobą używanie tego produktu, było warte każdych pieniędzy. Dzisiaj minął już prawie rok od codziennego używania i co mogę powiedzieć? Jeśli zastanawiasz się nad kupnem, nie zastanawiaj się. Jeśli macie taką możliwość zażyczcie sobie jako prezent pod choinkę, gwarantuje wam, że nie będzie żałować tego zakupu. Jak dla mnie, był to najlepszy prezent w życiu.

Moja szczoteczka. Do każdego rodzaju cery, nie testowałam żadnej innej, więc tylko tą mogę polecić.


PRODUKTY, KTÓRE UŻYWAM AKTUALNIE DO PIELĘGNACJI MOJEJ TWARZY:
- płyn micelarny GARNIER
- maseczka do twarzy o zapachu miętowym LUSH
- krem na niedoskonałości EFFACLAR DUO +
- żel do mycia twarzy IWOSTIN 
- krem odżywczy MIXA



2016/12/11

ŚWIĄTECZNY NASTRÓJ?

D śpi, a ja planuję wykorzystać ten wolny moment na dodanie posta. Nawet nie wyobrażacie sobie jakie mam poczucie winy, że tak zaniedbałam bloga! Zdrowie szwankowało, ale plany były, że na pierwszego grudnia biorę się za siebie i posty będą systematycznie. Tak, tak. 10 dni później siedzę tutaj i zastanawiam się od czego zacząć. Uwierzcie mi lub nie, ale mój notatnik zapełniony jest listą z pomysłami na posty. Mam tyle wam do opowiedzenia. Muszę tylko to wszystko ułożyć sobie w głowie, zrobić konkretny plan i bam! 

Kochani, jak z klimatem świątecznym? W Szwecji śniegu nie ma i właściwie myśl, że wigilia prawdopodobnie będzie bezśnieżna wypłukuje ze mnie ostatki świątecznego nastroju. Smutne to. Uwielbiam święta i zazdroszczę wam, którzy mają biało za oknem. Jeśli chodzi o prezenty, to z dumą muszę powiedzieć, że w tym roku jesteśmy gotowi z prezentami wyjątkowo szybko. Niedługo na blogu pojawią się pomysły na prezenty, więc nie panikujcie jeśli jeszcze nic nie kupiliście. 


2016/11/07

RELACJA Z POLSKI

Kochani, niedawno wróciliśmy z Polski i jak bym nie była pozytywnie nastawiona do wyjazdu do Polski, to od jakiegoś czasu kończy się to wszystko tym samym. Tęsknota za Szwecją. Wariactwo, przecież jeszcze cztery lata temu modliłam się o to, aby dni w Polsce się dłużyły i żeby powrót do Szwecji nigdy nie nadszedł. Szwecja stała się moim domem, a przecież wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Kiedyś wspomniałam o tym, że jestem typem domownika. Nie kręcą mnie imprezy, bądź też inne rozrywki, ja najchętniej zostanę w sofie z kubkiem gorącej herbaty. Tak już po prostu jest.

Ale to nie o moim domownictwie dzisiaj mowa. Dzisiaj chciałabym opowiedzieć o powodzie dla którego pojechaliśmy do Polski. Wspominałam o tym w poprzednich postach, ale się powtórzę. Do Polski wybraliśmy się z powodu wesela mojej kuzynki Korneli. Jak dla mnie była to idealna okazja żeby pokazać Davidowi jak to u nas w Polsce wygląda. Nigdy nie byłam na szwedzkim weselu, ale z opowiadań wynika na to, że takie typowe huczne polskie wesela w niczym nie przypominają tych szwedzkich. No cóż, mam nadzieje, że kiedyś będę miała okazję porównać. Jeśli chodzi o wesele Korneli&Adama to muszę oczywiście powiedzieć, że była to przede wszystkim klasa! Piękne naprawdę piękne wesele! Wszystko było dopracowane w każdym detalu. Nawet nie wyobrażam sobie ile pracy w to wszystko włożyli. Niestety przez moją chorobę, opuściliśmy lokal jako pierwsi, a szkoda. Na szczęście moi rodzice poprawili reputacje rodziny i wyszli jak ostatni! Niżej możecie obejrzeć kilka zdjęć z wydarzenia. Niestety przez samopoczucie i fakt, że chciałam się trochę wyłączyć od tej całej techniki nie zrobiłam za dużo zdjęć..








2016/10/10

ODLICZANIE DO POLSKI


9 dni. Dokładnie tyle zostało do naszego wyjazdu do Polski i wyobraźcie sobie, że ja już się częściowo spakowałam, no i zmusiłam D do spakowania. Po części zgoniłam to wszystko na nasz zaganiany tydzień, że nie będzie czasu, ale wszyscy wiemy, że tak naprawdę zdążyłabym się spakować dzień wcześniej. Cóż, lubię czuć ten klimat wycieczkowy. Skoro już jesteśmy w tym temacie, muszę wam powiedzieć, że dawno nie czułam się tak zmobilizowana i pozytywnie nastawiona do wyjazdu do Polski. Pamiętam, że zaraz po przeprowadzce do Szwecji ciągnęło mnie do ojczyzny i gdybym tylko mogła jeździłabym raz w miesiącu. Jednak później zanikła moja tęsknota. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle, tęskni się zawsze, ale może nie w ten sam sposób. Dlatego też jestem bardzo zaskoczona tym, że do tego wyjazdu odliczam dni, a właściwie odliczamy z D. Myślę, że to on jest powodem dla którego wyjazd staje się dużo zabawniejszy w moich oczach.

To nie jest nasz pierwszy wyjazd do Polski razem. Rok temu byliśmy razem w Warszawie, a na początku wakacji wybraliśmy się do Stargardu, czyli miasta z którego pochodzę. Jednak czasu w Stargardzie nie mieliśmy za wiele, 5 dni, z tego jeszcze jeden dzień byłam chora. Tak więc ponownie powiem, że cieszę się na ten wyjazd, cieszę się, że będę mogła pokazać D ułamek mojej przeszłości. 


Czasami zastanawiam się jak to jest z tymi przeprowadzkami za granicę. Kiedy tak naprawdę zanika ta tęsknota do ojczyzny. Jest to powiązane z chwilą nauczenia się tego drugiego języka? Czy może z chwilą zdobycia przyjaciół? Może z chwilą stracenia przyjaciół z Polski? Czy może z chwilą znalezienia swojej miłości? W moim przypadku było to zdecydowanie nauczenie się języka oraz poznanie D. Tak mi się przynajmniej wydaje. Obie rzeczy w pewien sposób otworzyły mi oczy na kulturę szwedzką, zaczęła, ją tak jakby widzieć ''ich'' oczami. Zrozumiałam rzeczy, które wcześniej były dla mnie niejasne. Jeśli mieszkacie za granicą, jak wygląda/wyglądało to u was? Tęsknicie nadal za Polską?

2016/10/01

MIESZKANIE SAMEMU


Jak to jest mieszkać samemu? No jak to właściwie jest? Pamiętam, że kiedy byłam młodsza, myśl że kiedyś wyprowadzę się od moich rodziców i zamieszkam sama była taka nierealna i właściwie w pewnym stopniu przerażająca, jak ja sobie poradzę? będę przecież tęsknić? Nie będę czuć się samotna? Z pewnością nie samotna, w moim przypadku wygląda to tak, że mieszkam razem z moim chłopakiem, tak więc nie ma tutaj mowy o samotności. Mam do kogo się odezwać, mam kogo przytulać, mam komu się wygadać. Myślę, że znacznie trudniej byłoby przeprowadzić się samemu, bo w tym przypadku jesteśmy skazani na siebie samych. Czasami zastanawiam się jak to by było gotować obiad dla siebie samej lub też zasypiać samemu. Cóż, myślę, że dla wielu to tylko kwestia przyzwyczajenia. 

’’Powodzenia w mieszkaniu razem, zobaczymy czy zdacie ten egazmin’’
. I osoby które życzą nam powodzenia na myśli mają tutaj nie tylko kłótnie, które mogą zrodzić się znaczniej szybciej niż przy mieszkaniu osobno, ale też znudzenie się sobą. Aj, na ten temat mam dużo do powodzenia, bo praktycznie od poczęcia naszego związku dostawałam komentarze od ludzi, bo się sobą znudzicie, jak wy możecie spędzać ze sobą tyle czasu, bla bla bla. Jednym uchem wpuszczałam, drugim wypuszczałam, bo takie słowa słyszy się najczęściej od koleżanek terapeutek związkowych, które z poważnym związkiem nigdy nie miały do czynienia. Na początku starałam się wytłumaczyć, że mi i D taki układ odpowiada. Uwielbiamy spędzać czas razem, i nawet wtedy gdy mamy coś do zrobienia, to staramy się pomagać sobie nawzajem, ja chętnie pomogę D z jego ciężarówką (możecie sobie tylko wyobrazić jaka ze mnie kobieta masterkująca) , a on nie miał nigdy problemu pomóc mi z nauką, bądź też innymi rzeczami, które w innym razie musiałabym zrobić sama. Od roku mieszkaliśmy razem na dwa domy, kilka dni w tygodniu u D, kilka u mnie. Nie na własnym, ale mimo wszystko mogliśmy w jakiś sposób poczuć jak to jest ’’mieszkać pod jednym dachem’’. Nigdy, przenigdy nie naszła mnie myśl, że nudzę się D, nie. Coś takie po prostu nie ma dla mnie istnienia. Właściwie to szkoda mi ludzi, którzy nudzą się swoimi parterami. Przykre to takie. Sama miałam koleżankę, która powiedziała, że ona i jej chłopak nie mogą przebywać ze sobą więcej niż 24 godziny, bo później to już tylko irytacja, która nie prowadzi do niczego dobrego. Smutne to. Bo jakie taki związek ma szanse na przetrwanie, kiedy zdecydują się na przeprowadzkę razem, po 24 godzinach irytacja, po tygodniu szajba a po miesiącu wariatkowo. No ale już tak na poważnie, nie wydaje mi się, że kiedyś będę w stanie zrozumieć takie pary. Oczywiście mogę zgodzić się z faktem, że czas dla siebie jest ważny, ale jeśli mam być szczera to właściwie od początku brakowało nam z D czasu dla związku. Mieliśmy go zdecydowanie za mało (kilka godzin w tygodniu, być może dla innych byłby to ogrom czas). D miał prace, ja szkołe. Do tego dochodziły inne obowiązki. Czas dla siebie miałam w szkole, a D w pracy.

Dzielenie się obowiązkami -
 osoby które życzą nam zdania egzaminu, mają na myśli także obowiązki domowe. I tutaj powtórzę się i powiem, że ja i D mieszkaliśmy ze sobą przed naszą przeprowadzką ’’na swoje’’, tak więc dzielenie się obowiązkami nie jest dla nas niczym nowym. Nasza współpraca jeśli chodzi o gotowanie czy o sprzątanie jest nie do opisania, więcej myślę, że nie muszę się wypowiadać na ten temat. No może dodam, że oby dwoje jesteśmy pedantami. 

Przed przeprowadzką słyszałam o tym, że zazwyczaj po wyprowadzeniu z domu kontakt z rodzicami znacznie się poprawia. Myślę, że to prawda. Przede wszystkim zaczynamy znacznie bardziej doceniać się nawzajem. Zrozumienie, akceptacja i chęć pomocy. Dzięki przeprowadzce mogłam dostrzec jak bardzo mogę polegać na moich rodzicach, wiem, że zawsze mogę na nich liczyć i o wiele łatwiej jest mi teraz zrozumieć ich życiowe wybory niż wcześniej. Teraz kiedy sama muszę prasować, gotować, zmywać, prać, dopiero teraz zauważam w ilu rzeczach byłam wyręczana. Oczywiście nie chcę tutaj zabrzmieć jak rozpieszczony dzieciak, bo nawet kiedy mieszkałam w domu u moich rodziców, to gotowałam, prałam, miałam swoje obowiązki i nigdy nie miałam z tym problemu, z tym, że dopiero teraz zauważam, ile tego naprawdę jest. Ale ja uwielbiam zajmować się mieszkaniem, uwielbiam prać, prasować, także jest jak najbardziej okej! P
oza tym, codzienne telefony, bądź też odwiedziny sprawiają, że stajemy się sobie bliżsi niż wcześniej. Dziwne prawda?


Tak więc zbliżamy się do plusów i minusów mieszkania ’’samemu’’. Takim największym według mnie plusem jest bycie panem własnego losu. Kiedy mieszkałam z moimi rodzicami musiałam wiele razy iść na kompromis. Teraz decyduje o wszystkim sama (z D rzecz jasna). Meblowanie mieszkanie to też następny według mnie ogromny plus, wcześniej miałam tylko swój pokój, teraz mam szersze pole manewru. Lepszy kontakt z rodzicami o którym wspomniałam wcześniej to też bardzo pozytywna sprawa. Poczucie odpowiedzialności, no i takie prawdziwe wejście w dorosłe życie. Po większym zastanowieniu, nie widzę minusów związanych z wyprowadzką. Nie wiem być może powinnam zaczekać i wypowiedzieć się na ten temat po dłuższym czasie? 

2016/09/27

HAMBURGEROWY WIECZÓR

W weekend odwiedziła nas moja siostra, Wiktoria. Zjedliśmy domowe hamburgery i wybraliśmy się na rowery (D ma nowy rower, sami rozumiecie). Poza tym chciałam was powiadomić, że nasze mieszkanie jest w 100 % gotowe! Tak więc czekajcie na posty o mieszkaniu!