Co za dzień! Rano miałam jakieś przeczucie, żeby zostać w łóżku i nie pójść do szkoły (ale z drugiej strony, mam tak codziennie..) W każdym bądź razie wstałam i doczołgałam się do szkoły, a kilka minut po tym jak ściągnęłam z siebie kurtkę, przeczytałam wiadomość od naszej nauczycielki. Jest chora, możemy pospać sobie dłużej. Ah tak, świetnie. Tylko, że ja już przyjechałam do szkoły. Nie śpię od dobrych dwóch godzin i na pewno nie uda mi się już zasnąć. Według mojego planu, następna lekcja miała zacząć się dopiero za 3 godziny, więc zabrałam swoje rzeczy i pojechałam z powrotem do domu. 3 godzinna przerwa jak najbardziej na plus, ale szczerze? Wolałabym skończyć 3 godziny szybciej, no ale niestety tak to już jest z tymi szwedzkimi planami lekcji. Przerwa tu, przerwa tam. Zabawne, że czasami jestem w szkole do 16, a mam tylko trzy lekcje. No ale jak mówią, życie. Tak więc wyglądał mój ostatni dzień w szkole przed feriami.
Siedzę tu i piszę ten post z ogromnym uśmiechem na twarzy i nawet ten deszcz za oknem nie popsuje mi humoru. Są ferie i w końcu wyrobię się ze wszystkim. Wcale nie cieszę się z tego że będę mogła pospać sobie do 10, nie, nie. Mnie bardziej cieszy to, że będę miała cały dzień tylko dla siebie. Zazwyczaj jak przychodzę ze szkoły od położenia się spać, dzieli mnie jedynie 6 godzin. I jak na złość, te 6 godzin mija jak jedna. Nie wyrabiam się z życiem i zasypiam o 1 w nocy, rano wstaję nieprzytomna. I tak to mniej więcej wygląda. Naturalnie jest tu część mojej winy, bo pogodzenie, treningu, czytania, nauki, bloga, fotografii i rodziny jednocześnie, może być trudne. Ale ja mimo wszystko się staram. Wiem, że trochę przeginam z nauką. Szczerze to, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w życiu się tak uczyła. Miałam w miarę dobre oceny, ale nigdy się niczego nie uczyłam z książek, wszystko pamiętałam z lekcji. Nie potrzebowałam uczyć się na sprawdzian, żeby coś napisać, spokojnie wyciągnęłam 3 na wiadomościach z głowy. Czasami dopisało mi szczęście i dostałam 4. Kiedy przyjechałam tutaj do Szwecji szybko się zorientowałam, że ta metoda tutaj nie zadziała. BO, po pierwsze nie rozumiałam wszystko co nauczyciele mówili na lekcji a po drugie, no właśnie w ogóle nie wiedziałam o czym oni mówią. Tak więc byłam w jakiś sposób zmuszona do nauki, właśnie przez tę barierę językową. Po jakimś czasie zaczęłam ogarniać język, ale uczyłam się dla pewności. Dzisiaj nie mam już żadnych problemów z językiem, ale skoro wspięłam się tak wysoko, kiepsko byłoby teraz spaść. Moje oceny rok temu były naprawdę dobre, pierwszy raz w życiu byłam z siebie dumna. Co rok, pierwszego września obiecywałam sobie, że tym razem się uda, będę się uczyć i będę z siebie zadowolona. Nigdy się nie udawało, aż do teraz. Pewnie zauważyliście, że często wspominam o tym, że mam dużo nauki. Wiem, że wiele osób twierdzi/ myśli że tutaj w Szwecji to jest ''lajcik''. Poniekąd jest tu trochę racji, bo czasami, uczymy się tak oczywistych rzeczy, że jestem wręcz pewna tego, że polscy uczniowie o 5 lat młodsi mają taką wiedzę, że spokojnie ogarneliby to, o czym ja uczę się w drugiej liceum. Z tym, że tutaj podchodzimy do każdego tematu, z innej strony, robimy przeróżne analizy, patrzymy na rzeczy z innej strony. Czasami myślę sobie ''matko, jak ja mogłam tego nie wiedzieć przecież to takie oczywiste?'' Ale, nie zawsze tak jest. Nie zawsze uczymy się tak jasnych i zrozumiałych rzeczy.. Czasami przychodzę ze szkoły i nie wiem za co się zabrać, bo jest tak dużo rzeczy do zrobienia. Wiem, że wy w Polsce też macie trudno, ale pomyślcie jak trudno byłoby uczyć się na przykład matematyki w innym języku. Nie wspomnę o WOS'ie , gdzie trzeba wykuć na pamięć słowa które są dłuższe niż całe to zdanie.